
Kiedy w trakcie minionego Audio Video Show wiedziony ciekawością spojrzałem na stanowiący podmiot zbiorowy niniejszej publikacji tercet niekoniecznie – z racji lokalizacji w jakże bliskiej sercu wszystkim miłośników nabiału Piątnicy … egzotyczny, to właśnie z egzotyką miałem pierwsze skojarzenia. A dokładnie z południowokoreańskim i wygląda na to, że niestety już nieistniejącym, bądź egzystującym jedynie w audiofilskim podziemiu (adres wskazuje na piwnicę) bytem April Music Inc. – właścicielem m.in. marki Stello, z której to portfolio lata temu mogłem cieszyć tak oczy, jak i uszy zestawem Stello CDT100 & DA100 Signature. Z podobnych pod względem nikczemnego wzrostu przypadków z zakamarków pamięci jeszcze nieśmiało przypomniały o swoim istnieniu Teddy Pardo TeddyPre PR1 + TeddyAmp ST60 oraz Auralic Taurus Pre + Merak Power Monoblock udowadniając, że przy dokonywaniu finalnych wyborów konfiguracyjnych rozmiar niekoniecznie musi mieć znaczenie. Tak też jest i tym razem, już w rodzimym wydaniu Notte Sound Labs, gdyż zarówno przetwornik NDAC-01, jak i zestaw pre/power NLP-01 / NPA-01 R do segmentu mini/midi z powodzeniem można zaliczyć. Jak jednak dopiero co wspomniałem nie o rozmiar tu chodzi a o brzmienie, które nawet w hotelowo – wystawowych a więc mało przewidywalnych warunkach wyraźnie i co najważniejsze bezsprzecznie pozytywnie wyróżniało się na tle konkurencji. Skoro zatem pomimo niezbyt sprzyjających okoliczności przyrody system Notte Sound Labs zwrócił walorami sonicznymi naszą uwagę, to nie było innego wyjścia, jak tylko pozyskać ów mroczny obiekt pożądania na testy, uzgodnić termin dostawy i cierpliwie czekać na rozwój wypadków.



















Skoro zarówno w relacji z minionego Audio Video Show, jak i zwyczajowego unboxingu udało nam się unaocznić kompaktowość tytułowego zestawu powyższą sesję zdjęciową śmiało możemy uznać jedynie za przypieczętowanie dokumentacji potwierdzającej zaskakującej klasy i zarazem pancerności wykonania piątnickich maluchów. Nie da się bowiem ukryć, że na tym, jakże przystępnym, jak na nasze redakcyjne standardy, pułapie cenowym niezbyt często spotkać można urządzenia o korpusach wykonanych z aluminiowych płyt o grubości … 10 mm. Czyli centymetra. W dodatku o jakości anody (dostępne jest też wykończenie w lakierze proszkowym), która przynajmniej do niedawna zarezerwowana była głównie dla bułgarskich Thraxów i szczęśliwców mogących z technologicznego zaplecza Rumena Artarskiego korzystać.
Idźmy jednak dalej. Wszystkie dostarczone do testów urządzenia Notte Sound Labs charakteryzuje daleko posunięty minimalizm i oszczędność formy, co przy frontach o szerokości zaledwie 242 mm i zapewniającej stylistyczną koherencję unifikacji wymaga przemyślanego projektu. Projektu, który jak widać na załączonych zdjęciach producentowi ewidentnie się udał. Przez środek ścian przednich biegnie bowiem pionowy pas z czernionego akrylu (szkła?) w którego centrum umieszczono przycisk włącznika a lewe i prawe, już aluminiowe skrzydła, zagospodarowywane są zgodnie z przeznaczeniem konkretnej jednostki. I tak, w przetworniku po lewej mamy trzy diody informujące o statusie a po prawej cztery przypisane wejściom i masywną toczoną gałkę wyboru źródeł. Z kolei przedwzmacniacz może pochwalić się dwoma takimi pokrętłami – lewym odpowiedzialnym za regulację głośności i prawym pełniącym rolę selektora wejść. W zestawie znajdziemy równie pancerny i minimalistyczny co jednostka główna trzyprzyciskowy (głośniej/ciszej, mute) pilot zdalnego sterowania, do którego precyzji pozwolę sobie mieć drobne zastrzeżenia, gdyż o ile w trakcie codziennego użytkowania jeszcze niespecjalnie przywiązywałem do tego wagę, to już podczas wieczorno – nocnych odsłuchów regulacja zazwyczaj okazywała się nieco zbyt zgrubna.
A co do końcówki mocy sprawa jest jasna, lewe skrzydło to dwie diody informujące o statusie pracy, zadziałaniu zabezpieczeń a prawe bliźniacza parka wskazująca na wybrane wejścia. Uwagę zwraca brak jakichkolwiek wyświetlaczy, co bynajmniej nie jest przejawem oszczędności, lecz świadomym działaniem konstruktora obsesyjnie wręcz dbającego o eliminację wszelkich źródeł ewentualnych interferencji, a jak wiadomo wszechobecne displaye mają co nieco w tym temacie za uszami. I jeszcze mały i pewnie zupełnie nieistotny dla jednostek, którym nerwica natręctw jest obca, drobiazg. Otóż końcówka mocy jest od przetwornika i przedwzmacniacza nieco (jakieś 5mm) wyższa, więc ustawiając tytułowy tercet obok siebie, na jednej półce, i chcąc uzyskać optyczną „liniowość” bez inwestycji w niwelujące ww. różnicę nóżki się nie obędzie.
Przenosząc się na zaplecze NDAC-01 dysponuje czterema wejściami cyfrowymi – optycznym (wysokiej klasy Cliff), BNC, koaksjalnym (Nakamichi) i AES/EBU (Amphenol). USB w wersji podstawowej nie ma, lecz stosowny konwerter USB – Opt/Coax dostępny jest jako opcjonalny moduł zewnętrzny. Wyjścia analogowe dostępne są zarówno w formie złoconych gniazd RCA (Nakamichi), jak i XLR (Roxtone). Wyliczankę zamyka zintegrowane z komorą bezpiecznika trójbolcowe gniazdo zasilające IEC.
NLP-01 łapie za oko wzorowym porządkiem i intuicyjną logiką. W równiutkim rządku ustawiono dwie pary wejść RCA, podobny zestaw RCA i wyjścia – zdublowane XLR-y i pojedynczą parę RCA, plus gniazdo zasilające zintegrowane z komorą bezpiecznika. Miłą niespodzianką jest fakt sięgnięcia po asortyment, w tym gniazdo IEC, ze złoconymi pinami. Z oczywistych względów plecy NPA-01 R niczym szczególnym nie zaskakują, gniazdo zasilające umieszczono w centrum, nad nim ulokowano hebelkowy selektor wejść (zmiany należy wykonywać wyłącznie przy wyłączonym urządzeniu) a po jego lewicy i prawicy stosowny zestaw takowych. Gniazda głośnikowe są pojedyncze i dość standardowe, więc nie ma co się nad nimi zbytnio rozwodzić.
Z racji, iż sami z siebie z reguły nie trepanujemy dostarczonych do nas urządzeń a i sam dostawca z dość umiarkowanym entuzjazmem podchodził do traktowania jego „dzieci” wkrętakiem, zdjęć trzewi tym razem nie będzie. Na otarcie łez powiem/napiszę tylko tyle, że cała 3-ka korzysta z klasycznych, wykonywanych na zamówienie – wg. specyfikacji Notte Sound Labs transformatorów toroidalnych zalewanych żywicą i zamykanych w szczelnych stalowych rondlach. W stopniach wyjściowych DAC-a i PRE pracują J-FET-y, które z kolei w końcówce znajdziemy na wejściu a na wyjściu oddające po 120W/8 Ω na kanał MOSFET-y. Regulację głośności powierzono zmotoryzowanemu ALPS-owi a w przetworniku pracuje (anonimowa – producent jej model zachowuje w tajemnicy) kość zapewniająca obsługę sygnałów o max. parametrach 32 bit/192 kHz i to bez manualnej (po stronie użytkownika) możliwości resamplingu.
Ponieważ jakiś czas temu w ramach małej rewolucji zastąpiłem pełniącego rolę tak źródła, jak i przedwzmacniacza Ayona CD-35 (Preamp + Signature) klasycznym (oczywiście dysponującym kompletem wejść cyfrowych) odtwarzaczem Vitus Audio SCD-025 Mk.II a końcówkę mocy Bryston 4B³ integrą Vitus Audio RI-101 MkII procedurę testową podzieliłem na solowe występy NDAC-01 i NLP-01 / NPA-01 R w moim dyżurnym środowisku, oraz odsłuchy kompletnego tytułowego zestawu posiłkując się oprócz ww. odtwarzacza również transportem plików Lumïn U2 Mini i cierpliwie czekającymi na publikację recenzji kolumnami AudioSolutions Figaro L2. Na pierwszy ogień poszedł więc przetwornik i już od pierwszych taktów „Cadillac Records” i „Vígríðr” Gealdýr miałem graniczące z pewnością przeświadczenie, że nie tylko mam do czynienia z czymś wyjątkowym, co niemalże z wehikułem czasu z każdą odtwarzaną płytę zabierającym mnie w inne miejsca i czasy. Wszystko to za sprawą na tyle charakterystycznego brzmienia, że wręcz zacząłem poważnie się zastanawiać, czy przypadkiem pan Mariusz Hołownia – spirytus movens całego zamieszania, nie sięgnął do jakiś zakamuflowanych na czarną godzinę zapasów NOS-owych (bynajmniej nie chodzi tu o jakieś laryngologiczne powikłania a o „leżakujące” w komfortowych warunkach niewykorzystane – dziewicze stany magazynowe) kości TDA 1541, bowiem podobnej koherencji i organicznej plastyczności w dzisiejszych urządzeniach ze świecą szukać. I bynajmniej nie chodzi tu o udawanie, symulowanie „analogu” w domenie cyfrowej, czy też grającą na emocjach przyprószoną patyną anachroniczność, lecz raczej powrót do korzeni i skupienie się nie na pojedynczych składowych i ich molekularnej złożoności, czyli czysto analitycznego rozbijania każdego dźwięku na atomy a na ich syntezie i homogenizacji do zdecydowanie bardziej naturalnej a zarazem oczywistej formy końcowej – muzyki. Kluczem do zrozumienia owego fenomenu jest bowiem wspomniana naturalność a tym samym oczywistość trafności w doborze każdego z aspektów sprawiających, że docierające naszych uszu dźwięki niejako z automatu akceptujemy jako właśnie naturalne i zgodne ze znanymi „z życia” wzorcami, więc i konieczność zarówno ich akomodacji na własne potrzeby, jak i ewentualnego oceniania ewidentnie mija się z celem. Po cóż bowiem odbiorca miałby to czynić, skoro zarówno odwzorowanie rozmiarów sceny, jak i warunków akustycznych w jakich dokonano nagrań jest adekwatne do rzeczywistości, uczestniczący w owym nagraniu muzycy i wokaliści są realnymi „bytami” z krwi i kości a ich/ich instrumentów barwa i siła emisji wiernie oddają faktyczne możliwości i umiejętności. Czy mamy zatem do czynienia z przetwornikiem idealnym? Cóż, pozwolę sobie przewrotnie stwierdzić, że to zależy. Zależy od nas samych, naszych przyzwyczajeń, oczekiwań i posiadanych płyto/pliko-zbiorów, gdyż z racji obsługi sygnałów do „jedynie” (bądź dla użytkowników płyt CD „aż”) 32 bit/192 kHz i wyraźnej opozycji w stosunku do stawiających na wyczynowość i hiper rozdzielczość, lansowanych współcześnie rozwiązań trzeba być w pełni świadomym na co się piszemy. Nie ma jednak co demonizować, gdyż rodzimy DAC nie gra wycofanym, czy też umiarkowanym pod względem dynamicznym dźwiękiem, lecz po prostu stawia bardziej na muzykalność i szeroko-rozumiany hedonizm odbioru aniżeli ponadnormatywną rozdzielczość i ciągłe oszałamianie spektakularnością.
Natomiast pre/power na tle cyfrowego rodzynka jawią się jako wręcz szalenie rozdzielcze, otwarte, acz dalekie od prosektoryjnej sterylności, gdyż saturację i równowagę tonalną kreowanego przez nie przekazu śmiało można określić mianem wzorowych. Góra jest dźwięczna, otwarta i krystalicznie czysta, lecz bez podkreślania sybilantów, więc nawet na „LYS” Kati Rán nie ma obaw przed przesytem wokalnym szeleszczeniem, jak i natywną chropowatością wykorzystanego instrumentarium. Bas jest sprężysty, dobrze zróżnicowany i zaskakująco nisko, szczególnie patrząc przez pryzmat gabarytów końcówki, schodzący. Niepozorna NPA-01 R łatwością kontrolowała potężne AudioSolutions Figaro L2 nie tylko pozwalając czerpać radość z iście zwierzęcych porykiwań okraszonych ciężkim, gęstym i ognistym niczym wyborne Mutton Madras post-metalowym łojeniem obecnym na debiutanckim krążku „Múr” islandzkiej formacji Múr, lecz również koić zszarpane nerwy iście metafizycznym misterium „Ariel Ramirez: Misa Criolla / Navidad Nuestra” z nieodżałowaną Mercedes Sosa. Proszą tylko zwrócić uwagę z jaką plastycznością oddane zostały partie perkusjonalii a zarazem jak onieśmielająca jest precyzja definiowania nie tylko solistki, co poszczególnych chórzystów we wszystkich trzech wymiarach. No i jeszcze nie sposób pominąć samego, ewidentnie odpowiedzialnego za klimat nagrania pogłosu. I to właśnie dzięki owej swobodzie i napowietrzeniu obszernej sceny uwagę zwraca świetna precyzja ogniskowania źródeł pozornych idąca w parze z gradacją planów zazwyczaj zarezerwowaną dla znacznie droższej konkurencji.
Śmiem twierdzić, że trio Notte Sound Labs NDAC-01, NLP-01 i NPA-01 R jest zestawem nie tylko kompletnym i skończonym, co w pełni zasługującym na używany w trakcie minionego AVS topowy transport DP-S1 Denona. Nie podążając za chwilowymi modami i zmiennymi trendami robi po prostu swoje – gra muzykę z taką intensywnością i realizmem, że jedynym zmartwieniem ich nabywcy będzie nie czego, co raczej kiedy słuchać a więc nie dobór odpowiedniego repertuaru lecz możność wygospodarowania na odsłuchy odpowiedniej ilości czasu.
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II + 2 x bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Blue
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio; AudioSolutions Figaro L2
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: WK Audio TheRay Speakers + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: QSA Red + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super6 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody Ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Autor: Marcin Olszewski
Źródło: https://soundrebels.com/notte-sound-labs-2/